4 grudnia 2014

Gorące ka... Pakowanie prezentów!

Udało mi się go przekonać, żeby na chwilę usiąść i napić się gorącego kakao, bo czas wolny nie zdarza się tu często. Oczywiście kręcił nosem, że nie lubi, że nie będzie, ale w końcu wypił. To był naprawdę miły wieczór, przed kominkiem i




Ten dupek naszpikował czymś moje kakao! I miał czelność udawać, że to nie jego wina, że po prostu zasnąłem. Jakbym kiedykolwiek przespał całą dobę z własnej inicjatywy. Jasne. Zaczynam żałować, że już zamówiłem dla niego prezent.
Oczywiście nie napiszę co zamówiłem, niespodzianka to niespodzianka. Ale teraz muszę kupić coś jeszcze, żeby odwrócić jego uwagę. To jedna z tych rzeczy, których człowiek się uczy, spędzając czas z Sherlockiem Holmesem.

No i muszę udawać, że nie widzę, jak próbuje zapakować mój prezent. Średnio mu to idzie. Zaproponowałbym pomoc, ale, cóż...
Może sobie być genialny we wszystkim innym, ale pakowanie i wiązanie kokardek go przerasta. Kto by pomyślał.

Chyba ze sposobu, w jaki piszę wydedukował, co piszę, bo fuknął i wyniósł się do sypialni. “Nie idź za mną!”, krzyknął. Jakbym chciał. (No dobra, chciałbym, ale przecież nie pójdę.)

Postanowienie noworoczne (trochę wcześniejsze): trzymać wszystkie napoje z daleka od Sherlocka.
Zawsze.

2 grudnia 2014

Kartki!

Dziś rano obudził mnie błysk flesza. Mhm, flesza, z aparatu. Sherlock za bardzo wziął sobie do serca ideę robienia świątecznych kartek. Postanowił porobić mi zdjęcia i wydrukować na pocztówkach, które porozsyłałby rodzinie (okazało się, że ma całkiem sporą rodzinę, kuzyni, kuzynki, ciotki, pociotki, czego dusza pragnie). Nie wiem, dlaczego uznał, że dobrym pomysłem będzie rozsyłanie im zdjęć śpiącego przyjaciela w czapce Mikołaja.
Chyba nie muszę dodawać, że zaraz wszystkie usunąłem.
Nie wszystkie.


WSZYSTKIE.

Nie ma z tobą frajdy.

Tak czy siak. Uznałem, że powinien iść i pobawić się w jakieś eksperymenty czy coś, on zawsze coś ma w zanadrzu, ale on, krzyżując mi plany, stwierdził że to “nuda”.
Ja na to:
- Dobra, to co chcesz robić? Leżeć jak wczoraj?
Zasugerował pójście po choinkę, co zawetowałem. No i się obraził.
Wtedy stwierdziłem, że cel uświęca środki. Wyjąłem kolorowe kartony i kilka cienkopisów, dałem mu klej i brokat, i zaprzągłem do robienia prawdziwych kartek.
Popatrzcie jak słodko wygląda pokryty złotym brokatem:



JOHN!

1 grudnia 2014

Dekoracje

Idą święta.
Tak, wiem, pewnie większość osób zauważyła, ale Sherlock zdziwił się niepomiernie, kiedy wyjąłem nasze świąteczne dekoracje z zakamarków, których jeszcze nie spenetrował (tzn. z zakamarków w mieszkaniu pani Hudson, żeby być dokładnym). Obdarzył mnie dziwnym spojrzeniem, a potem wrócił do dąsania się na sofie. Oczywiście palcem nie kiwnął, żeby mi pomóc, sam musiałem ozdobić kominek lampkami i zawiesić jemiołę dookoła.

Co może Was zdziwić to to, że zgłosił się na ochotnika, żeby iść ze mną i wybrać choinkę. Wiem! Też się zdziwiłem. Byłem dosyć podejrzliwy, co chyba nie było zbyt miłe, ale cholera go wie, lepiej być przezornym zawczasu, prawda? W każdym razie, zgodziłem się na wzięcie go ze sobą, kiedy już pójdę. (Świąteczny duch świątecznym duchem, ale gdybyśmy kupili drzewko już dzisiaj, tak jak chciał, do świąt by zdechła. Musiałem mu tłumaczyć, że nie uśmiecha mi się zdejmowanie ozdób z martwej choinki i kupowanie nowej na czas tylko dlatego, że on chce. Och, Sherlock.)

Dlatego pozostała część dnia polegała na mnie, wspinającym się na meble różnego rodzaju, by powiesić ozdoby tam, gdzie nie sięgałem (przeklęte geny. Mój wzrost nigdy nie jest takim problemem w ciągu roku.) i rzucającym mordercze spojrzenia na Sherlocka, który nie zszedł z sofy, żeby chociaż udawać, że mi pomaga, cholerna leniwa uparta żyrafa.

W każdym razie: święta bez większych (ha ha) problemów prawie-zawitały na Baker Street.

Muszę jeszcze załatwić reniferze rogi dla Sherlocka.